Zza firanki /Śliwiczki/

Cytra

 

 

Ptaki śpiewały, że wiedzą coś.
Rozleniwione zwierzaki, senne
nagrzane jak podwórko,
nie dowierzały.

Skąd ten deszcz - parsknął kot.
Do budy uciekł pies.
Gdakanie kur, kogucia złość,
podwórka gwar.
Ramiona matek, w pośpiechu zagarnęły
chlupiące dziecięce stópki.

Ulga.
Puste podwórko szybko oddycha.

Po latach.
Deszcze, już prawie rozmyły
resztki tamtego obrazu - dojeżdżamy.

O! Są koty!
Wylegują się na tarasie,
nagrzane jak brukowa kostka,
czy anonimowa trawa.

Ale domowe ptactwo przepadło
i cały podwórkowy gwar.
Nie ma kurzego łajna,
Nie ma nawet much.

Doganiacie standardy europejskie,
zaśmiałam się - Tak.
A nawet przeganiamy, w zadłużaniu.
Jest kapitalizm, ale pod włos.

Nagle ptak zaśpiewał znajomą melodię.
Niepotrzebny ścisk w gardle.
To tylko rozbłysk smartfona.
Będzie deszcz z prognozy,
któremu wszystko jedno.

Za chwilę, miarowe krople
rozbijają się na masce samochodu,
na kolorowych kubłach na odpady.

I jak ci się widzą dzisiejsze Śliwiczki?

Rozcierając w palcach mokrą grudę ziemi,
chciałam połechtać a bełkoczę:
że wieś pachnąca,
że śliczna
A w myślach, skaczą mi wróble.

Cytra
Cytra
Wiersz · 7 kwietnia 2020
anonim