syndrom of Alice

marzena

Gdziekolwiek bym nie pojechał

tęsknię

za rosołem z kaczki

wracam do dziecinnej spódnicy

matki, jej dłoni ugniatających

świeży makaron

 

gniotła zawzięcie moje barki

ramiona, więc dojrzewałem

spełnieniem pełen cudów

nocnych i dziennych

pochylony nad talerzem

 

chlipałem łzy dziewczyny

pierwszej, kąpała się

naga w jeziorze polucji

wiem jak smakuje monotonia

samotne bujanie na biegunach

 

podjadę do cukierni

gdzie od lat sprzedają drożdżówki

pachnące miętą i lukrecją

wplątaną w twoje włosy

słodki piernik

 

szeleści celofanem

zapakuj mnie w pudełko wszystkich

wspomnień, pomniejsz

wytrzyj w kącikach ust

bruzdy starości

 

i częstuj mnie częstuj

Alice

 

 

marzena
marzena
Wiersz · 9 kwietnia 2020
anonim
Usunięto 6 komentarzy