klaustrofobia

marzena

nie zostawiaj mnie!
w przydrożnym barze
pełno much i pajęczyn srebrnych
jedna oplotła spojrzenie
gościa, przyklejone
do mojej twarzy

 

dotyka miejsc wrażliwych
skurcz skroni pochwy
jestem zziębnięta
połowicznie
naga, rozkładam nogi
dłoń pod stołem
lepkie palce długie


rozszerzalność cieplna weszła
w stan stabilności
nieodwracalnie zanikają wodze fantazji


bo on mnie rżnie!
wpycha koło zębate, wehikuł czasu wbija zęby w parapet okna
 

w przeszłości byłam
nieistnieniem
fiszbiną wyplecioną z żebra
zanurzona

w gęstym jeziorze ślepnę

 


dlaczego mnie pamiętasz
znów nadchodzą anioły z pacierzem
to zaklęcia...

 

marzena
marzena
Wiersz · 22 kwietnia 2020
anonim