na placu zabaw dla podlotków
zamieniamy balkoniki w huśtawki i karuzele
tym bardziej żałośni im bardziej prawdziwi
nie potrafimy śmiać się z siebie
doktor czas wystawił nadmiar recept
drzewa stoją proste
gałęzie wbrew dłoniom
wolne od czekania na poklask
będę szedł po dawnych ścieżkach
w czerni i bieli zwojów
drewniane figury pogan podniosą
zapomniane pióra ptaków
kocham samotność pełną ludzi
nie zakłócaną przez cudze nadzieje
mogą ją naruszać tylko dzieci
ich czas to moje spełnienie
plac zabaw miejscem za plecami
mistrzowie dłuta szukają gdzie indziej kamieni
godziny policyjne przeszłych miast
ryczą syrenami piosenki o miłości