rozpuszczam cię w ustach jesteś twardy
łykam codzienne słowa, rady
jakbym niezaistniała
uzależniona od mdłości
jestem truflą którą znalazłeś
w świątyni czekolady
popijasz mnie winem z esencją orzechową
rozgrzewasz na maśle rumienisz plecy
pokropiona cytryną wrze jak bulion
mięciutka zanurzona w beszamelu
z muszkatołową gałką
smakuję Belgią, której nie zobaczysz
gorzka jak gorczyca żegnam
napisaną historię
wspominam własny oddech
zostawiony za ekranem szkła
dzisiaj wracają polegli
na flandryjskim polu gdzie śpią
żołnierze i rosną maki
składam dłonie złożone w modlitwie
żegnamy przyjaciół wierząc że
Jesteśmy martwi. Tydzień temu całą zgrają
Żywi patrzyliśmy jak zachody się mienią
Kochaliśmy, jak młodzi, którzy się kochają
Na polach Flandrii.
John Alexander McCrae
(tłum. Wiktor J. Darasz 2015)
piszę jak piszę normalnie :-))
Dziekuję Ci za przeczytanie i dobre słowo, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy, szczególnie dzisiaj. Zresztą zawsze, zawsze słowa, które płyną z serca są ważne. Reszta nie ma znaczenia. :)
Konrad pisz dalej, Twoje teksty są prawdziwe, nawet jeśli piszesz o duchach i zamczyskach. Czuję w nich Ciebie, nawet po ciemku rozpoznam Twoje słowa.