jak pachnie bez
pytasz codziennie zdziwiony
czy zakwitły konwalie
niewinnością światła dotknięte
lekko unoszą się z wiatrem
pyłki lawendy
zeszłorocznej mięty puchem otulonej
mlecze puściły nasiona
drgają w powietrzu białą mgłą
snują leniwie nad polem
pędy winorośli weszły na płoty
zmęczone brakiem deszczu
wzdchają
jeszcze pragną
wrzosy płaczą zmartwione
smutkiem zamkniętym w
pokoju złudzeń
nie wystarczy nam sił na
wszystkie pragnienia
nie zobaczysz
jak dojrzały grusze
jabłoń skłoni gałęzie do ziemi
delikatnie obejmie prośby daremne
urodzi owoce cierpkie pełne
wzruszeń
pamiętasz ostatnią wiosnę ona
była aniołem naszym stróżem
moje blade palce
szukają granic istnienia
niewidzialnej duszy
cicho w pokrzywach
poraniona nie chce zbawienia
skomli, wielkimi oczami
patrzy przerażona
mamy swoje grządki równo
ułożone
ja pierwsza podeptałam
wschodzące ...