proszę spojrzeć
wypadły pani okruchy z ust
na głowy gołębi
opornych na wszystkie prośby
kalekich odnóży
przerzedzonych trujących piór
siedzimy razem
w dworcowej poczekalni
szarej pustyni
oczekując na powrót
zaparzam
gorącą herbatę
w kruchych dłoniach
topnieją kryształowe smutki
cukrowy groszek na
stole zakwitł
wczorajszym zapachem
zachodów księżyca
bezpiecznie chowam
zmęczone stopy
pięćdziesięcioletniej tułaczki
na ławce w tej poczekalni
zakładam zamszowe
sandałki
granatowe
sukienkę podwiewa wiatr
chłodny
pachnący tobą
jestem pełna
śniadych gołębi
czekam
na ostatni pociąg
donikąd