WIERSZE JESIENNE - część 1

Andrzej Feret

WIERSZE JESIENNE - część 1

 

pisałem wrzesień, 2018 

 

 

Do pamięci letnich wspomnień

 

Kim ty jesteś w mym świcie,

Niczyją ozdobą w rozłąki,

Jestem jam, jest jedyny,

Jedyny w twoje pąki.

 

Jam jest jedyny stworzony,

Do jednego pucharu w winie,

Tak pożądam nie w żalu,

Pożądam swój żal w dziewczynie.

 

I za dnia cicha spowiedź,

A za boleścią przyczyna,

I są ciche łzy moje,

Tak jest cicha dziewczyna.

 

Bo czekam byś przyjacielem,

Choćbyś mnie odebrała,

Byś swoim cudownym ciałem,

Chciała bez słów, mnie chciała..

 

Dobrym pożałuj się szczęściem,

I nieskończoną modlitwą,

Tak płyń marzeniem moim,

Bez słów płyń nie smutną.

 

I dzień przesłany czekaniem,

By powiedzieć żale swoje,

Wspomnę twoje jaspisy

Sny moje…

 

 

A tu jesień

 

Tylko te pogodne ranki przechłodnawe,

Przekolorowane ranki na jesieni,

Zapatrzone śmiało astry kolorowe,

Astry łagodne.

 

Łagodne kolory liści w szarym niebie,

Poszukuję ciebie nieustannie,

Te ranki kolorem są tobą wyostrzone,

Tobą zabierane.. i zachłanne.

 

A w miękkim pokoju jesteśmy razem,

W takt piosenek bladoniebieskich,

W van Ghog’a słoneczników przystrojone,

Da Bóg, z twej jednej pieśni.

 

Są zapatrzone…

 

A przez okienko wazon widzę ceramiczny,

Tak bym patrzył spokojnie jesiennie,

Na miły Bóg, jedną jesteś liliową,

Jedną, w wazonie.

 

 

a mnie jest wszystko jedno

Mnie nie jest wszystko jedno, gdy mi umykasz latem,
Nasycam dłoniom szczęście nie wypuszone kwiatem,
Wypuszczam słów wolności, a ty mi piszesz jedno,
Że tobie jest na zawsze już tylko wszystko jedno…

Słowami drążysz skałę, gdzież mnie i brać w strumienie,
Tak lekko płyniesz sobą, przemieniasz od niechcenia,
A arenami wolna – diabłem jam sam pozostał,
Że tobie jest na zawsze już tylko wszystko jedno…

Odkryję ciebie w jesień, wspomnimy wiosny szale,
Jak czerwień liści strofą przywrócisz barwne dale,
W obrazie wyobraźni przepływasz w strofach lata,
Że tobie jest na zawsze już tylko wszystko jedno?

 

 

do pamięci letnich wspomnień

 

W Kannie woda przetrwa wina,

Pijmy póki

Sny jak kluczyk

By otworzyć w przekór odrzwia

Bramy szczęścia

Do dna głuszyć..

 

Do leciwych wiosny marzeń

Kiedy majem

Zieleń szepce

Przybieżałem  tak jak chciałaś

Nocnym srebrem

Pełnym wierszy.

 

Piszesz kruchą nicią wiosny

W pełni lata

I jesieni

Zagrzmi nami twa kantata

Zagrzmi czasem

Ku jesieni…

 

Zamglą szyby drzwi zatrzasną

Czarnym wrzosem

Zastukają

Zmienisz postać w barwy lata

W wiośnie będziesz

Perłą świata

 

 

***(Tak szukam ciebie w wysychanie wody)

 

Tak szukam ciebie w wysychanie wody,

W zaprawdę co mnie dosięgnęły,

O świcie twego szczęścia w zieloności,

W promyku świętym.

 

W nieupadającym moim piórze,

Lecz czyjeś kleksy atramentowe,

Zaprawdę – bogiem tobie powiem,

Moim amen, powiem…

 

Będziesz w fanaberie moje, w mojej fantazji,

Przybieranych strojnościami wzroku,

Na przekór, i na wiary przekór,

Zaprawdę…

Chodźmy prosto w mój piękna spokój.

 

Jakobym uderzał ostro w kanty,

W kantyczki śpiewane śniegiem,

W posłuchu pustyni wiatrem,

Ale ja wiem, nie – tyś niebem.

 

Bielą jest śnieg – a domy są takie proste,

Jakbym uderzył pięścią po kantach,

Jakbym bielą spojrzał w czerwoności,

Ja będę zbawiał…

 

Ja będą w mieszkania przekazywał,

Będę nie ubogim lecz wodą święconą,

Nie na przekór bogini Wenus,

Twoim… imionom.

 

Moim tobie miłości imionom.

 

 

mokre pióro

 

Nie jest pięknym białe i czerwone,

Ale lekko niebiesko,

Chłodem karmazynowym,

W atramenty kleksom,

 

Porównanie nirwany,

Piszę na lodowatym szkle,

Małe kawiarniane granie,

Ty,

 

Brunatnym kręgiem sam czuję,

Jestem tylko dla czarnych dziur,

Tobą pomstuję,

Sny.

 

Przywodzisz bym zagadał,

A ja sam zgłodniały trąbą,

Czereśniową gałązką złamany,

Sądom.

 

Deskom w trumny bym gadał,

W jednej purpurze jam starzec,

Mieszałem ściany połatane,

Zaprawdę.

 

 

***(I bociany odleciały)

 

I bociany odleciały

Hen daleko      

Za horyzont -

Sierpniowego! skrzydłem wichrów

Zakluczyły:

Jesień czeka

 

Będę czekał kiedy wiosna,

Znów okryje

Ptakom drogę,

Kiedy kluczem swym otworzą

Wiosny życie

Gniazdem swoim

 

A na razie inspiracje

Jesień zbiera

Od poetów

I czasami zerknie swadnie

Wino poda

Nam na  wieczór

 

A mnie wciąż jest żal bocianów

Szumu skrzydeł

Wolnych ptaków

Bieli woli i czerwieni

Lecz nam jesień

Darzy za to

 

 

a skruszona wena szeptem

 

i ja pójdę hen w jesieni

w złotych barwach

wonnych winach

na znak naszej tu przestrzeni

abym w barwach

ciebie trzymał

 

byś wytrwała sobą w pamięć

w aromaty

z malin z mięty

bosą spadzią twojej stopy

tak pamiętać,

i wisienką…

 

a w jesieni nie ulecisz

tańczysz barwą

śpiewasz w cieple,

snujesz się barwami lata…

kto mi w jesień

snuci  wiersze?

 

 

Ja będę

- na motywach wiersza Paoli Finch „Ja będę”

 

Kiedy będziesz moim wierszem
Przytulonym w chłodzie wody
Zapamiętam strofy wiersza

Strofy kwiatów w mym ogrodzie

 

Tak bym sobą pamiętała
W aromatach malin z mięty
Byś smakował wiśni czary

Żółtym chabrem i wisienką

 

Byś położył list ostatni,
W kroplach co nie jest zmieniane,
W spadzi miodów  moją stopą

Bosym miodem zaśpiewanym

 

Będę łykiem pierwszym z rana
Ach, co cieni i nie zbywa
Szumem dymu znad kominka

A przy którym miłość bywa

 

Ty co płyniesz i ulatasz
Tańczę każdą twoją chwilą
Snuję siebie w barwach lata

Abyś chwilą nie przeminął

 

Tak mi piszesz zielonością
W ślady moich stóp przeświętych
Chadzam z tobą piękną panią

Piękną panią byś był święty

 

W każdym moim słowie piszesz
Poematy łykiem wina
I uśmiechem moim lecisz
Gestem moim byś wytrzymał

 

 

Z jakich wtedy czerpać krynic

 

Liść upada, pada głośno,
Spójrz kolorem liści plecie,
Łzy nie straszą nutą wiosną,
Spoglądamy w bramy w jesień,
Co nam wrzesień zauroczył,
Co nam wrzesień ofiaruje,

 

Wirujemy razem w słowach,
Naszych miłych zanuceniach,
I pląsamy liściem złotym,
Kasztanami na ławeczkach.
Siedzę z tobą trzymam dłonie,
Patrzysz bo mnie nie odeszłaś.

 

W liściu tulisz usta moje,
Aby jesień w nas wygrała,
A na drugim końcu parku,
Są przepastne zim pokoje,
Więc narzucę moje ciepło
W srebrach lisów wysrebrzonych,

 

Chodź przejdziemy się po parku
I na wiosnę poczekamy.
Nie skryjemy dali nucąc,
Jak z szaleństwa kiedyś sami,
Co ja biegłem i ty biegłaś,
I w nie rozpacz się kochali…

 

Grzechem byłaś jam był zbrodnia,
Taka była z nas ta miłość.
Grzechem na cię patrzył śmiało,
A ty zbrodnią przemówiłaś,
Oczy mnie nie bolą dzisiaj,
Szukam ciebie, gdzież ta miłość…

 

 

Póki wieje ciepły wiatr

 

Sami byśmy wymyślili,
W jednym wietrze w jednym cichym,
W pana brata szeleścieniu,
Jeden wiatr cichutko wyśnił,

 

Liście pieścił i podgrywał,
Zemdlał lekko ponad siłą,
Jednym wiatrem wciąż szybował,
Skoczył przebrnął czystą szybą,

 

A za siódmą jasną rzeką,
Jest po szósty wzrok jedyny,
Tam za ślepą czarną rzeką,
Jest jesieni tancerz miły.

 

A ty idziesz i kołyszesz,
Na zygzaki w pasmach wierszy,
Bym połamał i rozciągał,
Myśli moich z twoich piersi.

 

W kołyszeniach na spotkanie,
W twoich biodrach wyśmienitych,
Na gałęziach dziewcząt trwanie,
Dom wyśnimy groźbą szczęścia.

 

Idźmy w jesień by zawołać,
Rzucić w czwarta porą roku,
Zimą jesień wiecznym chłostać,
W kołyszeniach bioderm spokój.


 

jesień snuje się po głowie

 

Lato szczodrze darzy nam

Może nigdzie nie chce odejść

Jeszcze kilka lata dnia

Nam przysporzy ciepły powiew

Złota jesień czeka w drzwiach

Dla poetów przyjdzie czas

 

By zanucić kolor nieba

W żaden smutek w żniwach traw

Napiszemy nowy sezon

Części drugiej złotych piór

Opowiemy znowu powieść

O ławeczkach zakochanych

 

Pod platanem słyszysz szept

Pani spotka znowu pana

Aby w oczy spojrzeć sny

Tak jak majem nie skrywanym

Ciepło będzie iskry skrzyć

Nie samotne bo to pani

 

Pani znów popłyną łzy

 

 

Słońce pada na altanę

 

Nie padaj mi na słońce

Ogrodem zażywaj rozkosz

Pojawiaj się natchniona

Przychodź bym bardem pozostał

 

Po harfie zanucenia,

Jesteś miękkim aksamitem,

Zawrócisz me natchnienia,

Spopielisz szczęścia bym mitem

 

Może nawet – ja to wiem,

Bo kiedy zamkniemy oczy,

W alkowy spoglądniemy,

Jest z ciebie cudowny dotyk

 

Właśnie z września kolorów,

Ciepłem jesteś otulonym,

Daleko czekać ciebie,

Zostaniesz w nasze rozmowy

 

 

I będziemy chłonąć ciszę

 

Murmurandem szczęśliwionych,

Wymówimy lekkie słowa,

Snami poszukamy chwili,

Zaczerpniemy znów od nowa.

 

I fantazją twoich oczu,

Poszukamy ciepła nocy,

Abym wiedział źrenic tony,

I powiekom wyśnił sen.

 

Tak nie wiele nam potrzeba,

Wrażeń jednych zmysłów chwili,

By liryką słońcem schlebiać,

Nami dawać jedną toń.

 

Jest kołyska zagubiona,

Pośród szarych dni jesiennych,

Wiklinową jest to strofa,

Razem z tobą pogubieni?

 

 

Trudno będzie nam nie tęsknić

 

Wypiszemy srebrem księżyca,

Poukładanym blaskiem śniegu,

Tak nie trudno napiszemy,

 Wypowiemy żalem wstecz.

 

Potem znowu przyjdzie wiosna,

Potem lato, potem jesień,

I kapryśna zima plecie,

A po zimie wiosna trwa.

 

Zapalimy drwa kapryśne,

W naszym szczęścia uroczeniu,

I w kominku kaprys szczęścia,

Płoną szczęścia ognie dwa.

 

Bym spłomieniał wciąż dla ciebie,

A ty dla mnie ogień nocy,

Wino grzeje się przy ogniu,

Miodem czekasz na powroty.

 

 

Jeszcze może powstać wiersz

 

Cóż – nadchodzi czas przemyśleń -

ciepłym się owińmy wierszem,

i stukając w okna wiatrem,

strąćmy słów niechętne szczęście.

 

Potem będzie sen kominka,

przecież prawda może wygrać,

i nie smutna nami plucha,

w jesień wspólnie można zagrać.

 

Nie spisuję nic na straty,

babim latem jesteś nieustannie,

chociaż życie drepcze w miejscu,

nie pogubię twoich śladów.

 

Nie czekajmy chłodów zimy,

ciepłym otulmy kolorem,

cieszmy się spojrzeniem września…

w listopadzie przyjdą mrozy?

 

 

Brniemy w jesień dzień po dniu

 

Bym miał wiele powiedzieć,

I patrzeć [tobą] babim latem,

Szukać nieustannie gry,

Nie spisywać nic na straty.

 

Czekam wiele, wciąż pytam,

Życie drepcze mi po piętach,

Nie czekam ciągłych pytań,

Nie gubię sensu w nonsensach.

 

Bo wiesz, że mniejsza z tym,

Poczekajmy jabłoni wiosną,

Gałęziami kwiatów spadź,

Chodźmy więc majową piosnką.

 

Co na jesień zmienia czas?

Z lata złotych kolorów…

Przepływając w barwach września,

I z jesieni… do powrotów.

 

Pisz liścia kolor sen w sen,

By nie zasiąść w chłodach zimy,

Gałęziami kwiatów spadź,

Rzucić latem od jesieni.

 

 

Andrzej Feret
Andrzej Feret
Wiersz · 27 maja 2020