w szarych pudłach z betonu
ogon rozwijam,
jak paw skrzeczę.
nocą huczę jak sowa
w lesie bez drzew,
oczami gwiazdy rozbijam.
ręce rozpięte
podaję gwoździom.
nad ranem z kąta
zmęczony kot mruczy:
mów ciszej,
słowa są płochliwe,
umykają jak polne myszy.
słuchaj.
pomiędzy słowami
kiełkuje kosmos.