w mieście pagórków i dymiących fabrycznych kominów
rozgrzane lato i czekanie i czerwony tramwaj
który wiózł nas do obcych światów
rozpiętych na zblakłych plakatach
było nam śpieszno do cyganki o oczach
aksamitnych jak skrzydła motyla
do stukotu jej pantofli o drewno stołu i wiru sukni
w rytmie flamenco grał Miles Davis
a trąbka niosła nierozpoznane tęsknoty
łącząc je i rozdzielając
niekiedy rytm jeszcze przyspieszał
oczy cyganki ginęły w natrętnym
dźwięku bębnów poszukujących prawdy
w wirze medytujących derwiszów
kiedy w człowieku na moment jawi się boskość
na tym samym wyschniętym płaskowyżu
gdzie słońce ześlizguje się ku ziemi
w zgiełku i zamęcie Szaweł przemieniał się w Pawła
miasta i dźwięki splatały się i rozplatały
w szybkości samolotów i pośpiechu
przepełnionych poczekalni
wciąż obok siebie a przecież jak podróżni
zatroskani o własny bagaż z naiwnym zdziwieniem
patrzyliśmy na jadący w jedną tylko stronę
czerwony tramwaj
A tak przy okazji - widziałaś kiedyś cygankę tańczącą flamenco ? I jej pantofle ? Aha, piszesz pięknie, już to mówiłem. Mam już teczkę twoich erotyków :-)))
Marzena 28 maja 2020, 11:02 zgłoś Wstawiaj, bez obaw. Przeczytaj wiersze laury albo Jacka, śmiechu warte puste wersy, słowa jak papier toaletowy, aż dupy szkoda aby ją podcierać takimi tekstami!!!!
Ręce mi opadają, stare dziady z andropauzą. :)))
Wiesławo czytam Twoje słowa z wielką przyjemnością i czekam na kolejne wiersze.
Dziękuję Bogu, że mi Ciebie, że nam Ciebie zesłał na ten portal i nie tylko. :)