mój rower nie ma hamulców
rozkładam szeroko nogi
dla równowagi
unoszę dłonie w górę
łapiąc wiatr między palce
przestrzeń powiększa
rzeczywistość
zmniejszam się
do wysokości źdźbła trawy
widzę atomy tlenu
deszcz spływa po twarzy
popiół z gwiazd
wypełnia usta
uśmiecham się
widząc wasz strach
podwójne twarze
prawdy jak niepotrzebne
fundamenty chwiejnych fasad
z marnym ornamentem wiedzy
śmieszny chłopcze
brałeś nauki u Platona?
czerwone kwiaty pęcznieją
od cmentarnych baldachimów
śmierć wsłuchana w żałobne
marsze trąciła ostrzem policzek
słodka krew to rozkosz
wypij mnie zanim zniknę
powielona tysiącem kartek
rozrzuconych w odbiciach lustra
znów jestem naga
ciało to forma zastanów się czego
pragniesz
dziwki czytają poezję
łykają wersy jak spermę
nienasycone
wczorajsze listy jak
podmuch spalonych
trocin
opadają
dobrze, byłam winna
wypiję butelkę gorzkiej
żołądkowej, wysmarowana
tuszem do rzęs zatrzepoczę
pastelowy rower nie ma hamulców
rozpędzona kurwa
nosi moje adidasy
;-)
Czytam wiersze na innych portalach, nie mnie oceniać. Mam czasami wrażenie, że to papier toaletowy, nie wykluczając mnie. Wracam do Julii, bo warto. Dobrze, że była Polką, aż miło. Taka kobieta jest bezcenna. Taka chciałabym być, to moje marzenie.
Tyle w temacie tomiku. :-))