de Balzac

marzena

 

nie po drodze mi z tobą, widzę inny księżyc a może dwa
równolegle kołyszą nocnym niebem


w nocy na oświetlonym latarniami moście stoją dwa cienie

jeden szuka swojego odbicia drugi oblicza obciążenia


poręcze drgają wybudzone ruchem, nikt nie zamierza

skoczyć w otchłań rzeki, chociaż nurt zaprasza falą
infradźwięków koncertem życzeń


w oddali słyszę głos, uwięzionych w sieciach

próśb martwych Gryfów, ich skrzydła
opadają na dno, bez tlenu

 

światło przyciąga ćmy, odlatują za horyzont, ciężkie
i grube, wypełnione brzuchy nocnych motyli pękają

od nadmiaru serotoniny


cykady jednostajnie odmierzają oddech

chłód ogarnia stopy uda podbrzusze

odpoczywasz, próbujesz zapomnieć szczekania

natrętnych much, lepkich obietnic jakbyś nie chciał

 

wschodu słońca które parzy ciało

nadmiernym promieniowaniem, uderzeniem

kolejnych ultrafioletów

ziemia odkażona sterylna, jeszcze błękitno zielona
milczy

 

jeśli odpłynę spłonie ostatni most

straconych złudzeń

 

 

marzena
marzena
Wiersz · 18 czerwca 2020
anonim