Polatuchy

Jerzy Edmund Alchemik

zza zapuszczonych szarych niespranych

pozostałości chwil zasłon smogiem

wpisanych w sploty starej koronki

przędą uroki

 

w bezzębnych ustach mamląc przepisy

na postny obiad z kaszy jaglanej

w okrasie muchy z pajęczej sieci

rankiem wyrwane

 

miejskie szeptuchy

 

moszczą na grzędach w ścianach kamienic

twarze wtopione w okienny portret

chociaż o życiu już zapomniały

na pamięć znają każdy sąsiedzki

dramat lub farsę

 

w zamierzchłych czasach sprzedane diabłu

zamiast rodziny koci chowaniec pozwala

nieraz na dotyk jakiś i iskrę z grzbietu

na dłoń upadłą

 

gdy noc zapadnie szlafroków poły rozpięte

w dłoniach jak skrzydła gacków by z parapetów

lotem ślizgowym pod księżycowym odlecieć rauszem

na miejski sabat

 

kiedy nad ranem umierają tuląc do siebie

szkielety kocie poznać to można

jedynie po tym że kamienicom

ślepną oczy

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 1 głos
Jerzy Edmund Alchemik
Jerzy Edmund Alchemik
Wiersz · 27 czerwca 2020
anonim