niestrudzone jak pszczoły
śpiewają skrzypce Jana Sebastiana Bacha
cichnie rozgwar tramwajów
nawet dzwon odległego kościoła przez moment
zanurza się chyba w modlitwie
młody człowiek z ciężkim plecakiem
przysiada na ławce i pierwszy raz od dawna
dostrzega na żwirowej ścieżce bawiące się dzieci
z okna wymyka się biała firanka
i płynie w niemilknącym śpiewie