Jestem plamą
na podłodze atramentowy dramat
wsiąkania
płaskosłowie zapętla tropy na boki
goniąc odciski twoich stóp
i mojej jednej jedynej
dziwny ślad
a przecież przekroczyłem inne wymiary
pamiętasz kochanie tę przestrzeń?
wypełniałem w głąb
do cudownego bólu rodzących się słońc
niespiesznie w pośpiechu
dzień pierwszy
potrzaskały filiżanki
z dobrej porcelany bądź inny nieodporny na wysokie c
szklany złom
łóżko zbyt wąskie
kochanie na deskach
tartak z pobliskiego Godętowa
chyba zaczął plajtować
wióry zamiatane pod dywan
dzień drugi odjazd
i następny
(...)
zejście
detoksykacje
jak ci tam gdzieś?
staczam się tracę
zasięg
nie zatrułem chyba
dałem całą objętość wydobytą z cienia
czy też cierpisz na czas i odległość
nie żałowałem słodkiego w cierpkim
będzie bolało już zawsze
ćmiący ząb niemal
cierpliwości
nie odbiorą nam zazdrośnicy
my sami
nawet czas
we współuzależnieniu