Pierwsza lekcja pokory
----------------------------------
nie umarłam chociaż bardzo chciałam
ciśnięta znowu na początek pozbierałam się
i ruszyłam w labirynt urzędów
by sprawdzić pozycję na jakiej istnieję
ot urzędy pełne bzdurnych nowości
są coraz doskonalsze a petent co drugi to głąb
na naiwne pytania
garść cynicznej obojętności
tak jak dawniej urzędnicy poukładani
na korytarzach nadal szeleszczą przekleństwa
czekanie wyciszyło mnie do temperamentu
gołębia gdy myślami wycierałam okna
zauważyłam że tu nie ma uśmiechów
urząd to powaga
wyjałowionych z myślenia procedur
i w dobie komputerów papierkowy pic
śladami komunalnego bytowania
----------------------------------------
w dokumentach
pełnych jeszcze śmiertelnego szeptu
chciałam uaktualnić swoją historię
pewnie mieszkałam tylko w tobie
gałęzią drzewa
a przyroda to nie jest sprawa jednej rośliny
cholerna biurokracja
z innej planety paranoja
do decyzji potrzeba stu pieczątek
nie byłam ślimakiem
ani urojona
kobieto rozsierdzona jak pies z najeżonym grzbietem
twoja mała arkadia nie była za plecami odnajemcy
odnajdzie się kiedy minie zła godzina
życie jest banalnie anonimowe
jak mieszkanie w którym się toczy
wszędzie brak pieczątek
Druga lekcja pokory /rodzi złość/
------------------------------------------
ścieżkę wydeptałam biegając
przed karnymi odsetkami
by spełnić swój obowiązek świadczenia
w dłużnych mi instytucjach wszędzie węże
z zamkniętymi odbytami syczą wiją się
i kręcą terminami
dziury pozatykałam kredytem i ze złością
na palcach liczę dni od raty do raty
palce mam już wyćwiczone
może ja goła a wy błaznowie
stwardniali jak monety i głusi
na ulicy coraz głośniejszy stuk
obcasami wybija bieda
was nadyma nasz grosz panowie
czas dotknąć rzeczy szpilką