Głód

marzena

nie ma we mnie

wczorajszego dnia, nie istnieją konstelacje
- kim jesteś

tylko powiew liści, spadających
na ciało otulone miękkim mchem
wkładasz palce, czuję natarczywość myśli
otacza nas czas,


otarcia naskórka goją się
szybko, bierzesz do ust cząstki
kawałki bladej skóry

wytarte w ziemię nasienie
żałośnie spływa, nikt nie patrzy
słyszę, na końcu drogi

skomli ludzkie szczenię

jaka jest cena za miskę ryżu
zniszczone ręce praczki
zmienią pościel, pieluchą

wytrzesz brud

z pochwy

wyjdą nasiona

idź, nie patrz, bez przebaczenia
ulice karmią

 

 

 

marzena
marzena
Wiersz · 8 lipca 2020
anonim