Ulubiony portal był jak żaglowiec, płynący po wewnętrznym morzu serca.
Łapaliśmy wiatr w żagle i płynęliśmy kursem snu, z wielkim trudem omijając sztormy.
Zawsze wierzyliśmy w kapitana. Kiedy stał przy sterze balansując biodrami
był jak Neptun na gdańskiej starówce.
Ahoj kapitanie!
Stoję wyprostowana jak maszt i myślę jak uwolnić się od burzowych myśli.
Zabierz mnie, w swój nowy rejs,
gdzie będziemy się śmiać. Pobawimy się w limeryki i satyrę na nieznanym brzegu jednego ze snów, byle tylko dobry Bóg w zdrowiu zachował.
Uwielbiałam szepty fal zamienione w poezję.
Śniło mi się, że zmieniłeś kurs i płyniemy teraz według gwiazd na mapie literatury. Jesteś wielki.
Potrafisz dojrzeć perłę nawet w zamkniętej muszli.
Kapitanie ląd po zawietrznej.
Boję się być sama na oceanie, chociaż dzisiaj już tak nie kolebie.
Taki rejs w moim wieku, kto by pomyślał, że wytrzymam. Mój sposób myślenia można już nazwać obłędem i pamięć nieposłuszna i reputację mam złą. Ostatnia pora, by przysiąść na rogu księżyca, wyznać grzechy metafor i na czyjś głos,
obudzić się z tej dwunastoletniej kimki przed laptopem.