Nazwij mnie deszczem

marzena

Ot, przyziemność czasami
dopada
Czekamy na deszcz, a ja jestem mokra
roztopiona od złudzeń

Gdybym to miała być zabawką
szukałabym nowej poszewki
wiesz, na małego jaśka
miękka, wypełniona wełną
od szczęśliwych owiec

Kiedy kolejne gorączkowe noce
wypłuczą z nas wszystkie jutra

- ty pytasz obojętnie, czy wichrowe wzgórza, są
nieosiągalne
ile zniszczeń dokonają kolejne
ulewy.

Będziemy zbierać okruchy mąki i wody do glinianych
naczyń, kruchych jak nasze
ostatnie kolacje
przyjaciół żegnanych
w pośpiechu



trwać kiedy burze zrywają
okna i dachy.
chleb ma zawsze smak dłoni
które wyrabiają ciasto
tak samo kruszy się
kiedy braknie wody.

marzena
marzena
Wiersz · 20 lipca 2020
anonim
Usunięto 1 komentarz