siedzisz ślimaku w domku w
pancernej skorupce
zadowolony naiwnie z istnienia
rzeczy, przynależą do ciebie
dom, ogród i pobliska ścieżka
wygryzione liście świadczą o zaspokojeniu
obok
hosty przepychają białe otoczki
jakby chciały zachęcić do spojrzeń, rzucania uroków
na kielichy rosnących lilii
***
ściany hotelu szukają windy aby
zmniejszyć odległość która
dzieli, zamknięte drzwi szafy budzą
wspomnienia
nic, nic nie ma
wpadamy w zachwyt widząc obrazy a
słowa udają uczucia
czym jest poezja
szukaniem siebie
w uliczkach na Starym Mieście, które zaprasza do
muzeum iluzji
wejdź
zachęcają grube bursztyny
grzejąc żółtym światłem witryny sklepików
literatki drwią ze starego zamku,
który puszcza mydlane bańki
rozochocone dzieci
palcami rozbijają tęczowe baloniki, chwila i już
znika pierwszy wers, rozpryskując drobiny
wody na twarzy
bardziej bolesny widok
przedstawiają zimowe
futrzane czapki
martwe lisy, wybrzuszone norki
smutne,
warszawskie ulice pełne najedzonych
gołębi i tłustych wróbli
przyjezdnych
budzą bębny, młodzi ludzie
śpiewem wywołują duchy
baw się woła Polka ,,rozdając” lody ulicznym gapiom
taksówkarz marzy o talerzu wypełnionym
bobem w maśle i koperku
w zaułkach wciąż słyszę
ciche dzień dobry
i głośne До свидания!
Wciąż jesteśmy zadowoleni, naiwnie
z istnienia rzeczy.
siedzisz w pancernej skorupce
zadowolony z rzeczy
przynależą do ciebie
dom ogród i pobliska ścieżka
wygryzione liście
obok
hosty przepychają się jakby chciały
zachęcić rzucić
urok na kielichy
ściany hotelu szukają windy na odległość
zamknięte szafy budzą czego nie ma:
wpadania w samozachwyt w uliczki na
starym mieście
w muzeum iluzji
wejdź
zachęcają grube bursztyny żółtym światłem
witryny
pełne literatek drwią ze starego zamku
mydlane bańki
rozochocone dzieci
palcami rozbijają tęczowe baloniki. chwila i już
znika pierwszy wers:
woda na twarzy
zimowe futrzane czapki
martwe lisy smutne norki
warszawskie ulice pełne najedzonych
i tłustych przyjezdnych
budzą bębny
baw się lodami z taksówkarzem
marzącym o talerzu wypełnionym bobem
w maśle i koperku
w zaułkach
ciche dzień dobry i głośne cokolwiek
wciąż jesteśmy zadowoleni
naiwnie
|
|
||
|
że wciąż wędruję. W ciągu doby mój domek robi 40 000 kilometrów co najmniej.
Dziękuję fajny wiersz.