Przyziemnie

marzena

słoiczki, niech się gotują
słoiczki, niech się studzą
żyć się chce
po pajęczynie idę, w stanie
wskazującym


dom, bose ślady a może piach
który przyniosły konie
czyżbym spał w stajni
pił z poidła wodę


sianem wycieram zmęczone
oczy, źrebię szukało całą noc
matki
jestem ojcem, przygarniam
sowy.

 

Dzisiaj już nic
nie goni, może wiatr który
chciałbym złapać za włosy

głowa schowana pod liściem
to ja

młynarz bez mąki
zjadłbym słodką wiśnię
pestkę wypluję do rzeki

a niech płynie
wróci, do pustej karafki
po winie

upiekę
najlepszy tort z makiem

lubisz kiedy mam dłonie
pełne wiśni

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
marzena
marzena
Wiersz · 25 lipca 2020
anonim
  • Kazimierz Siłuch
    Rozumiem że, to jest wypowiedź ojca.
    Tylko czy na pewno by tak powiedział?
    Mój ojciec mówi gwarą jakąś. A tak na prawdę to niewiele mówi.

    · Zgłoś · 4 lata temu
  • Konrad Koper
    Dla mnie zawikłany...

    · Zgłoś · 4 lata temu