W pewnej wioseczce, co w nazwie miała „Nowe...”,
urodziło się kiedyś cielę dwugłowe.
Ludzie i zwierzęta patrzyli zdziwieni.
Jedni mówili: brzydal, inni – odmieniec.
Lecz matka cielęcia odrzekła wyniośle:
Bzdury pleciecie, capie, świnio i ośle!
Każde z was ma jedną, a mój syn – dwie głowy.
Nie sięgacie mu rozumem do połowy.
Opinia takich półgłówków nas obraża,
złożymy na was skargę u gospodarza.
I krowa z cielakiem obeszli pastwisko,
rycząc: „Jedna głowa to jeszcze nie wszystko!
Gdyż dla szczęścia krów, każdej potrzeba dwóch głów!”
Wnet przytakuje im pół stada innych krów
i co druga doprawia sobie nowy łeb.
„Bo każdy jednogłowiec to wstecznik i kiep.
A tylko krowy mające po dwie głowy,
są światłe, szlachetne oraz postępowe.”
Jednak pomimo rozlicznych owych zalet,
ich codzienny udój zmalał niebywale.
Z dnia na dzień biedaczki marniały i chudły,
gdyż paść się na dwie głowy, było jakby trudniej.
Gospodarz widząc, co się w stadzie święci,
zarżnął cielaka.
Cześć jego pamięci.