Opowieść o Bełkocikach /debiut/

Cytra


Myślałam pada, jesienny wiersz napiszę. 
Zastukały klawisze, 
z klekotem wychodziły małe dziwne bełkociki, 
Oczy wytrzeszczałam, takie mądre były. 
Do lustra się wdzięczyły, czekały. 
Lustereczko widzisz, plotły bez końca. 
Ciekawy, ładny, ma klimat i miły. 
Ustawiły się w wersy i poszły. 
Szeptały poezja.

 

Na portalu literackim bladym świtem
na debiut padł pierwszy kamień.
Drugi i trzeci między stygnącą kawą.
To był dopiero początek.
Trafiły na odwieczną wojnę. 


Kamień i wskazujący palec.

Nie mogłam uwierzyć.
Siedem razy głaskałam ogon syrenki 
trzymałam też palec cytrynowej staruszki z Hamburga,
prosząc o chwilę chwały.

 

Rozklejałam się patrząc na posiniaczone.
Policzki już hodowały mi buraka.
I wtedy mój wskazujący palec
wystukał - klamka zapadła

 

Odtąd podmiot -  lubiany czy nie lubiany, 
nie przejdzie obojętnie obok żadnej kartki.
W twardych czasach nie można mięknąć.

 

Tak powstała grafomania.

 
 
 

 

Cytra
Cytra
Wiersz · 5 sierpnia 2020
anonim