Myślałam pada, jesienny wiersz napiszę.
Zastukały klawisze,
z klekotem wychodziły małe dziwne bełkociki,
Oczy wytrzeszczałam, takie mądre były.
Do lustra się wdzięczyły, czekały.
Lustereczko widzisz, plotły bez końca.
Ciekawy, ładny, ma klimat i miły.
Ustawiły się w wersy i poszły.
Szeptały poezja.
Na portalu literackim bladym świtem
na debiut padł pierwszy kamień.
Drugi i trzeci między stygnącą kawą.
To był dopiero początek.
Trafiły na odwieczną wojnę.
Kamień i wskazujący palec.
Nie mogłam uwierzyć.
Siedem razy głaskałam ogon syrenki
trzymałam też palec cytrynowej staruszki z Hamburga,
prosząc o chwilę chwały.
Rozklejałam się patrząc na posiniaczone.
Policzki już hodowały mi buraka.
I wtedy mój wskazujący palec
wystukał - klamka zapadła
Odtąd podmiot - lubiany czy nie lubiany,
nie przejdzie obojętnie obok żadnej kartki.
W twardych czasach nie można mięknąć.
Tak powstała grafomania.