stałam w otwartym oknie zasłaniając się papierosem
pod oczami czerwone pułapki a w nich
czyjeś słowa po których runęła fasada matki
w rodzinnych zawieruchach czasem pryskało szkło
czy było z diabelskiego lustra?
nie zaglądałam zbyt uważnie w oczy i przegapiłam
drobne odłamki
złość oszukiwała
chowała się w spoconych dłoniach w krótkim oddechu
miłość w arytmii
bez świeżej szczerości przeobraziła się
w jest poprawnie
mówią że pamięć jest krucha
błagałam o cud kruchości
prośba została wysłuchana
ten sam siwy łeb
pamięć jak rzeszoto
jak ci matko?
dobrze
odpowiadam automatycznie
nerwowo pocierając oczy