staczamy się
szybko
chwyta przynęta,
jak płotka
wystraszona ostrzem haczyka
jeszcze błyszczą łuski
skrzela drżą od powietrza
trzepot płetw wzbudza
żałobę sitowia
chwilowy zamęt wody
moja ikra, martwa
wypływa na brzeg jeziora
jesteśmy śnięci zanieczyszczeni
bez wiary rżniemy własną przeszłość
wylej na mnie te swoje prawdy
udławię się zaspokojona
nalotem
jakby zaćma, zapach amoniaku obudzi
nie chcesz
w sieci jedna z wielu
obdarta ze skóry
niewidoma ryba
jeszcze nie jest posiłkiem
***
Będę kochać
całą sobą siebie i tylko siebie
z gliny czerwonej
żebra są moje, szyja