banda z wirusem

Yaro

mój kraj stygmatem

na ustach z maską

nakazem z zakazem

ze szmatą na twarzy

 

 

ubieram się w dresy

wkładam ciężkie buty

skóra z tamtych lat

bandamka na szyi

zdobi moje dzwony

 

zmarszczone czoło i dłonie

starcem nazwiesz mnie

swoje wiem pogo pogo

moją drogą moją chwałą

 

kraj zaniedbany oszukani

wstajemy do katorżniczej pracy

w kieracie zaprzęgnięci na kilka godzin

dziennie działam niewymiennie

 

urlop zapomnij wszędzie korona

wszędzie gówno

ocieram się o jutro

wczoraj było dobrze

 

nie pamiętam tych chwil

niewymiernie zegar tyka

czy to koniec może początek

krzyczę bo mam dość krzyczę

by wykrzyczeć na cały świat

mam dość by się bać

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 27 sierpnia 2020
anonim