w domu pachnącym starymi meblami
gdzie snuł się zapach dobrych czasów
młodości przemieszanej z naftaliną
był twój świat
kwitnący ciernistą tajemnicą
chemioterapii gdzie chwiała się
ostatnia wiara a cierpienie zabijało
chęci aż mieszało rozum
wmówiono nam że życie jest bezcenne
nie wierzę
gdy morfina przegrywa z bólem ciała
piekło codziennego umierania po trochu
odczłowiecza życie
chciało by się powiedzieć - uciekaj
w ramiona śmierci do nowej kołyski
odprowadzić w zmyśloną uliczkę
usłyszeć znowu rześkie kroki
w świętym kraju takie myśli
zastąpiono fałszywą nadzieją
wolno płakać dopiero po stracie
jakim prawem wszystko pozostaje
tym samym
skoro twój ból jeszcze we mnie drży
i miesza się
z rozpaczą ubraną w kir
chcę uwierzyć w przyjaźń wieczną
we wspólnych snach