Gdy budzę się rano widzę twój cień,
tak wspaniały a jednak nie realny,
patrzysz na mnie i wiesz że w końcu odejdę,
wiem że oboje tego chcemy lecz żadne nie potrafi przyznać
Gdy zasypiam widzę czarne niebo okryte błyszczącymi kryształami
które świecą tak mocno a jednocześnie odcinają rzeczywistość,
codziennie widzę pusty kubek bez dna, długopis bez tuszu, skrzynkę bez listów, ocean bez wody, miasto bez ludzi,
ciało bez duszy
Codziennie patrzę w odbicie które muszę znosić z udręką
, męcząc się nie widząc nic po za nienawiścią,
idąc dzień w dzień przez ciemne pola nagle napotykam ciebie i zmieniasz cały mój świat w kolorowe błoto,
z którego nie chce wychodzić,
im dłuższy dzień tym bardziej Cię pragnę, a gdy spalasz ostatniego papierosa,
dymu już nie widać, tak jak mnie na tle życia
"Codziennie patrzę w odbicie które muszę znosić z udręką
, męcząc się nie widząc nic po za nienawiścią,..."
Słabe to i takie przegadane, że może lepiej zrobić coś w stylu małej formy literackiej prozą.