rozbijasz dźwięk dzwonu
na dziesięć części
wkładasz je do dziesięciu liści
kruszysz brązowe jedwabie
pijemy razem herbatę, potem
zmięte pergaminowe
ruloniki chowasz do dzbana
by znów wydobyć dziesięć
dźwięków
głaszczemy perskie koty
zaglądamy ptakom pod skrzydła
grzejąc dłonie w miękkim śnieżku
pijąc herbatę słyszymy mowę, śpiew
rozebranych ego
cieniutkich sprężyn
potem już nic w nas się nie zmieści
a dzwon wydaje dźwięki
inni zrywają liście
kruszą białe jedwabie
dla naszych kości
i jest nam z tym dobrze
zasypiamy pełni
Dobrze więc. Oto wiersz, do którego często wracam – „W delcie Nilu” Tomasa Tranströmera (w przekładzie Magdaleny Wasilewskiej-Chmury):
Młoda żona płakała nad talerzem
w hotelu po powrocie z miasta
gdzie na ulicach czołgali się i leżeli chorzy
a dzieci czekała śmierć z nędzy.
Udali się z mężem do pokoju na górze
skropionego wodą, by nie unosił się kurz.
Prawie bez słowa poszli do łóżek.
Ona zapadła w ciężki sen. On nie mógł zasnąć.
W mroku na zewnątrz przetaczał się hałas.
Szum, tupot, krzyki, turkot wozów, śpiew.
W tonacji nędzy. Bez wytchnienia.
I mężczyzna zasnął skulony w wielkie „nie”.
I przyszedł sen. Że płynie statkiem.
W szarej wodzie powstał wir
i przemówił głos: „Jest ktoś dobry.
Jest ktoś, kto widzi wszystko bez nienawiści”./
Konrad wyobraź sobie, że te dziesięć dźwięków to najważniejsze rzeczy w życiu.
Taka moja sugestia. Ego cieniutkich sprężyn, to dusze. :)
/Podskórny. Zupełnie nie moja bajka, nie umiem takiej liryki.
Jednak coś mnie tu pociąga....
Trochę alchemiczny. Dziwne przemiany. Taki Hogwarth dla dorosłych. / :)) dobre, właściwie chciałam takiego odbioru, super :))
tak się nie powinno żyć, jak to opisałaś w powyższym swoim komentarzu wierszem i odnośnie wiersza „W delcie Nilu”, więc moje pytanie jest: skąd się biorą takie wiersze?
Czy doświadczenia życiowe poetów to świat „w tonacji nędzy”, więc czy możesz odpowiedzieć – a w zasadzie wyjaśnić: What’s going on my baby? Proszę nie obrażaj się za moje pytanie …
Naprawdę niewiele potrzebujemy do szczęścia.
/„Jest ktoś dobry.
Jest ktoś, kto widzi wszystko bez nienawiści”./
to prawda, że przy tych wierszach można wiele zrozumieć, ale również przy Twoim ceremoniale picia herbaty jest życie pozbawione nadmiaru, tak jak kawa pita na ławie czasem oheblowanej a zazwyczaj czasem z zadziorami …
ale nie zgodzę się z Tobą, że do szczęścia naprawdę niewiele potrzebujemy, bo potrzebujemy dużo, bo całych siebie … pisanie, że „do szczęścia naprawdę niewiele potrzebujemy” zasługuje na trywialny slogan. Jestem zdania, żeby to przezwyciężyć potrzebny jest ostry zakręt …
:-)
Cieszę się, że jesteś i że piszesz swoje wiersze ...
Rzeczą naturalną jest odnosić sztukę do własnych przeżyć, jednak niezbędne jest wkraczanie na nowe, niezbadane przez nas wcześniej poziomy wyobraźni. Doszukiwanie się w dziełach wciąż tego samego i stosowanie jednego spojrzenia jako szablonu na patrzenie na sztukę doprowadzi do obojętności na erotyczny kontakt z dziełem i jak pisze Sontag „osłabienie zdolności przeżywania“./
Andrzej poczytaj, spróbuj cokolwiek zrozumieć. Nie zawracaj mi głowy beznadziejnymi tematami o trywialności. Ja się nie obrażam na ludzi, ewentualnie wkurw... bo odpowiadanie na pytania dlaczego napisałam tak, a nie inaczej są tzw. laniem wody.
Podobnie ma się sytuacja z naszą Olgą :) żal mi tych biednych czytelników, którzy tak usilnie zamęczają ją swoją interpretacją lub jej brakiem. :) to nasza narodowa ,,cnota" :)
Bo to jest tak - grafoman piszący teksty, zadufany i święcie przekonany o swojej wybitnej wartości, to najgorszy sort dostępny na polskim rynku, pół biedy jeśli jest grafomanem wątpiąco - pytającym :)) istnieje szansa, że podejmie ryzyko wzbogacenia swojej twórczości. Czytelnik, odbiorca tak wielorako produkowanej sztuki, zalewającej Internet, Instagram, półki księgarni itd. w zrozumiały sposób nie potrafi już odróżnić i dokonać wyboru, co jest dla niego godne i wartościowe. Nie każdy posiada intuicję poetycką, literacką.
Czytam teraz Henri Bergsona, sama już głupieję od ilości przetwarzania i analizowania wybitnych dzieł, niektórych twórców, którzy w kryzysie swojej twórczości tracili rozum i co najgorsze ich dzieła są nadal odbierana jako wybitne. :) Poniosło mnie, przepraszam.
Powtórzę się - życie pozbawione nadmiaru, to naprawdę dobre życie. Trywialność to sposób na łatwe przyswajanie trudnej rzeczywistości. Andrzej zastanów się dziesięć razy, zanim cokolwiek do mnie napiszesz, to prośba, jeszcze prośba. :)
ja też czytam i próbuję cokolwiek zrozumieć, (nie tylko ja) to oczywiste. Nie zawracam Ci głowy beznadziejnymi tematami o trywialności. Ja też się nie obrażam na ludzi, ewentualnie wkurw... bo odpowiadanie na pytania dlaczego napisałem tak, a nie inaczej jest tzw. laniem wody, i tutaj ciebie serdecznie rozumiem. Zaraz opublikuję w Twoim poście pewną analizę z pewnego wspólnego tomiku wierszy - więc proszę przeczytaj... ale nie wiem czy się opublikuje, bo są przypisy - zaraz spróbuję.
----------------------------
1. Związki literatury i ekonomii.
Na Zjeździe Polonistów w 1995 r. poddano pod dyskusję problem „Czym stała się dziś historia literatury?” – obecnie, po upływie 25 lat możemy zapytać: jak możliwa jest taka historia literatury jaką mamy w 2020 roku z perspektywą na kolejne pytanie: jaka będzie historia współczesnej nam literatury pisana przez historyków literatury za kolejne 20 lat, oglądając się do tyłu na 45 lat polskiej przeszłości literackiej – odpowiadamy: na pewno bez wierszy Małgorzaty Kiryjewskiej i Andrzeja Fereta oraz na pewno bez awangardy poetyckiej jaką wytworzono w latach 2017 – 2020 wydając monumentalne dzieło Boski Chór.
Komu więc zależy na tym, aby historia była „robiona” beznamiętnie i bez kreowania obszarów bezpiecznych a skupiała się na dwóch punktach biegunów optyki nowego boskiego świata, który już istniał w 1995 roku, i którego rzeczywistość zaistniała na dwóch biegunach filozofujących literatów: co nam potrzeba a co nam nie potrzeba – a nie była historią naturalnie piszącą się poprzez obecność kamieni węgielnych w przekazie kulturowym lecz oparta na zapalanych łuczywach i pochodniach literackiego zawodu.
Dylemat jak możliwa jest historia literatury dziś, w spojrzeniu do roku 1995, powinniśmy odnieść nie do nauk humanistycznych jak etyka, filozofia, socjologia oraz do symbolizmu i metafory, lecz do twardej wartości pieniądza i relacji społecznych, które od początku lat 90. zaczęły wytwarzać się, a w zasadzie zaczęto wytwarzać – a więc do kapitalizmu i politologii, ale nie tej – o jakiej jeszcze wówczas nauczał Jan Paweł II w swoich pielgrzymkach do kraju, ale do twardej dialektycznej ekonomii powiązanej ściśle z psychoanalizą. Dylemat historyka literatury dziś nie istnieje i propozycje innej historii literatury są sprytnie usuwane metodami psychoanalizy i twardym pieniądzem.
Wtedy w 1995 r. wszystko istniało na wyciągnięcie ręki, było wolne i radosne – a kwestionowanie, że dyscyplina historycznoliterackiej upadłości już się nigdy nie powtórzy należało do herezji – gdyż lud boży słuchał swoich polityków i swoich pasterzy a nauczanie o społecznej wartości nowego świata oświecało nadzieję, wiarę i czyniło drogę pełną miłości, na której ufność przeradzała się w przekonanie, że zaistniały obszary bezpieczne.
Spojrzenie na materiały literackie minionych 25 lat historii literatury wydobywa jednak podstawowe związki pomiędzy literaturą a ekonomią, nie jako socjologią, lecz ekonomią znaku [2, str. 112], jak pisze Jakub Skurtys:
Rozprawa „Wat plus VAT. Związki literatury i ekonomii w twórczości Aleksandra Wata” Marty Baron-Milian jest pierwszym ku temu krokiem, politycznie dość ostrożnym, ale i tak bardzo potrzebnym. Jeśli miałbym bowiem ocenić, czego najbardziej brakowało w prężnie rozwijanej refleksji nad autorem Ciemnego świecidła, to właśnie dostrzeżenia, jak bardzo jego twórczość uwikłana jest w refleksję ekonomiczną. To czyni zresztą autorka na pierwszych stronach, zbierając marginalne uwagi, które padały od dawna w różnych interpretacjach (Czaplińskiego, Stali, Olejniczaka), i biorąc je za punkt wyjścia do pogłębionej, niezwykle rzetelnej refleksji nad całą spuścizną Wata. Niewątpliwym atutem pracy jest wykorzystanie archiwum pisarza w Beinecke Library w Yale oraz notatników, które ‒ wówczas jeszcze w maszynopisie, zebrane i zredagowane przez Adama Dziadka i Jacka Zielińskiego ‒ zawierają sporo ciekawych, nieznanych dotąd myśli. Choć wypełnia autorka najbardziej dotkliwą lukę w „watologii”, nie chce robić rewolucji, deklarując od początku, że rozwijać będzie zaproponowaną niegdyś przez Dziadka ideę „wymiany ciała na znaki” . Rozprawa doktorska, która legła u podstaw książki (wyróżniona w konkursie o nagrodę „Archiwum Emigracji”), pisana była pod kierunkiem Danuty Opackiej-Walasek, a jeśli wziąć jeszcze pod uwagę interpretacje Józefa Olejniczaka, również uznanego badacza Wata, choć raczej specjalisty od egzystencjalnych kontekstów, to możemy powiedzieć, że wśród pracowników Uniwersytetu Śląskiego powstała wręcz „watowska” szkoła. Gdyby zaś połączyć „somatyczność” Dziadka, „religijność” Olejniczaka i „ekonomiczność” Baron, to uzyskamy wyczerpujący i niezwykle fascynujący obraz twórczości autora Ucieczki Lotha.
Teresa Kostkiewiczowa zauważa [1, str. 22], że klimatem przewodnim historii literatury w „nowym świetle” stało się podważanie stabilności i podstaw, na które maja wpływ „ponowoczesne” kategorie inności, które negują kategorie ciągłości i trwałości, czego celem miałoby być wprowadzenie dekonstrukcyjnych idei i podjęcie „przebudowy” polskiej cywilizacji w klimatach ponowoczesnej socjalności społecznej, co jest powiązane z kryzysem historii, poznania i podmiotu w paradygmacie dotąd uważanego za najważniejszy – tworzenia historii na kamieniach węgielnych zakładanych przez system wychowania i kształcenia oraz wspierania ich narodową ekonomią. Negowanie swojej historii, wprowadzanie destrukcji do systemu wychowania i kształcenia oraz brak narodowej ekonomii dla rodzących się kamieni węgielnych polskiej cywilizacji jest celowym podkopywaniem podstaw egzystencji narodu przez świadomie prosperujących „ogłuszaczy” neomodernizmu społecznego i ekonomii marksistowskiej klas społecznych [1, str. 23-24]:
Uwarunkowania sądów na temat prawomocności badań historycznoliterackich lub jednoznacznego kwestionowania ich potrzeby były już wielokrotnie analizowane. Tego typu opinie wiąże się z przejawami kryzysu nowożytnego paradygmatu nauk humanistycznych, z kryzysem historii, poznania i podmiotu. Głośne publikacje modnych myślicieli utwierdzały w tym poczuciu kryzysu również badaczy literatury, coraz bardziej skłonnych do ustępowania z pola własnych zainteresowań lub wprowadzania nowych kwestii spychających na obrzeża dyscypliny problemy uważane dotąd za najważniejsze. Sytuacja rzeczywiście dojrzała więc do tego, żeby spojrzeć na historię literatury w nowym świetle, odnieść się do dekonstruujących ją idei i podjąć jej przebudowę, z uwagą traktując to wszystko, co podkopało jej podstawy i podważyło stabilność. Przebudowę wypada zacząć od przeglądu stanu fundamentów, wyraźnie nadwątlonych przez ponowoczesne klimaty negowania kategorii ciągłości i trwałości. Wśród założeń fundamentalnych najistotniejsze wydaje się to, że uprawianie historii literatury jest możliwe jedynie w sytuacji przyjęcia zespołu założeń o charakterze ontologicznym i teoriopoznawczym . Pierwsze z nich jest raczej przypomnieniem lub przywróceniem przekonania towarzyszącego zainteresowaniu piśmiennictwem od jego początków (banalnego, ale nie oczywistego dzisiaj) o humanistycznym charakterze zarówno owego przedmiotu, jak i odnoszących się do niego zabiegów poznawczych . Charakter ów przejawia się w językowo-komunikacyjnej naturze tworzonych przez konkretne osoby i swoiście zorganizowanych przekazów (wypowiedzi literackich); w ciągłości owego tworzenia, którego rezultaty składają się na nieustannie wzbogacającą się, ale zarazem otwartą całość i są odbierane jako przynależne do tej całości ; wreszcie - w funkcjonowaniu tych wypowiedzi jako swoistej, niepowtarzalnej werbalizacji doświadczania świata przez konkretny podmiot ludzki (osobę) dla komunikowania własnej refleksji innym ludziom.
Twórca wypowiedzi poetyckich, w obszarze uprawiania historii literatury przez innych, jest zazwyczaj nieświadomy, że istnieje coś, co nie jest wspólne wszystkiemu co nosi jego talent, doświadczenie życiowe, nie wie, że oblicze humanistyczne o charakterze ontologicznym i teoriopoznawczym nie istnieje dla obszarów wolności, których w ogóle nie ma, ale jest ponadto skażone brakiem kategorii ciągłości i trwałości w jakim powinien zaistnieć twórca w podstawach i w stabilności swojej kultury wynikłej z polskiego piśmiennictwa. Dlatego poddawany jest nieustannej refleksji na temat dzisiejszej historii literatury. „Polonistyka w przebudowie”, co zabrzmiało w 1995 roku na Zjeździe Polonistów jednak – co pokazuje upływający czas liczony już prawie w trzech dziesięcioleciach – nie okazała się bezpiecznym politycznym gwarantem bezpiecznej nadbudowy na kamieniach węgielnych jakim czuje się każdy wolny twórca będący świadomy swego fundamentu.
Niezrozumiałym więc wydaje się fakt – chociaż sprawy badań historycznoliterackich były analizowane wielokrotnie w paradygmacie nauk humanistycznych w powiazaniu z kryzysem historii, poznania i podmiotu a pojawiające się analizy związku literatury i ekonomii, chociażby analiza refleksji ekonomicznej Aleksandra Wata dopiero co nabierająca mocy – że wyniki badań są bardzo słabo naświetlane w środowisku literackim, co skutkuje istnieniem formy niemożliwej poetyki polskiej w milenijnej syntezie historycznoliterackiej.
Oto, co pisze Teresa Kostkiewiczowa [1, str. 22]:
Niespełna dziesięć lat temu, na poprzednim Zjeździe Polonistów został poddany refleksji problem: czym stała się dziś historia literatury. Formuła „Polonistyka w przebudowie”, zaproponowana przez organizatorów obecnego spotkania, brzmi bardziej kategorycznie, wskazując zadanie, jakie winni podjąć badacze uprawiający tę dziedzinę nauki o literaturze. Między zjazdami trwała normalna praca licznych historyków literatury, ukazało się też wiele publikacji oświetlających ważne zjawiska różnych epok. Zarazem jednak – w trybie mniej lub bardziej bezpośrednim – toczyła się, trwająca zresztą od kilkudziesięciu lat, dyskusja na temat przedmiotu, metod i zobowiązań historii literatury. Etapy i kierunek owej debaty wyznaczają już choćby tytuły najważniejszych publikacji: od jednoznacznego przekonania o potrzebie historii literatury pojmowanej jako „węgiel naszego zawodu”, przez pytania „jak możliwa jest historia literatury”, „jaka historia literatury jest nam dzisiaj potrzebna”, po rozważania „dylematów historyka literatury” i propozycje „innej historii literatury”. Zajmowane w tej dyskusji stanowiska mieszczą się między biegunami „potocznej obrony” tej dyscypliny a kwestionowaniem zasadności „optyki historycznoliterackiej” lub nawet uznaniem jej za przeżytek .
________________________________________...
POSZŁO BEZ PRZYPISÓW I BEZ BIBLIOGRAFII - ale można tekst zrozumieć. :-) Spróbuję kiedyś, za niedługo opublikować cały tekst na Wywrocie. :-) bo jest również część 2, ale o tym kiedy indziej ....