Ten pożytek z poezji, że nam przypomina
Jak trudno jest pozostać tą samą osobą,
czytając tysiące wersów
nie ulegaj pokusie
że miłość rośnie w nas jak rzepak i smakuje
jak legumina
tuż za rogiem na piętrze w startej kamienicy
on siedzi i w zadumie wypija samotność
przegląda się w twarzach kobiet
z uśmiechem
białego konia, który przebiega
ulicami starego miasta
jakby mu było mało wersów
które już napisał
wyrzuca kartki przez okno
lecą białe gołębice niesione nadzieją
gdzie tylko stróż podniesie
zmięty papier
posprząta niepotrzebne słowa
pamiętam jak matka trzymała dłoń małego dziecka,
z trwogą przyglądając się
dymom z fabryk
tak bardzo chciała abym pozostała wierna
sobie i jej nadziei na lepsze jutro
Bo dom nasz jest otwarty, we drzwiach nie ma klucza
A niewidzialni goście wchodzą i wychodzą.
Mój biały koń to oszust, który słowem niesie przesłanie bez pokrycia. Pisać aby pisać.
Przetwarzać rzeczywistość na miliardy sposobów. Przekłamywać, rzucać i poniewierać prawdę. Bo?
Bo takie widzimisie ma akurat, bo dzień spierdolony. Przeklinam ale brak mi normalnych słów.
ciekawa jestem :))
między mną i światem
między mną i przedmiotem
z odległości
między rzeczownikiem i przymiotnikiem
próbuje się wydobyć
poezja
musimy wytworzyć
sobie takie narzędzia
ukształtować takie formy
aby zaczepić o mnie
i słowo
jak o dwa brzegi
które oddalają się
bez przerwy
rozdzierana
próbuje jeszcze raz
zbliżyć
porównać
połączyć
wydobywa się
na powierzchnię
odchodzę
T. Różewicz
W teatrze cieni