Dołączyłam do pewnej grupy poetyckiej.
Regulamin mówił: możesz pisać o wszystkim, ale
administracja zdecyduje czy wiersz zostanie
zamieszczony.
Dwa pierwsze teksty przeszły przez sito.
Nad trzecim administrator kręcił dziwne wolty.
A czwarty okazał się być całkiem niedopasowany
do neutralnego (tu śmiech) podwórka.
"zjawisko wyważania otwartych drzwi"
Mam dużo odwagi, więc nazwałam po imieniu niedorzeczność,
którą ukrył pod maską troski. Emocje stały się gorące.
Było jak w prehistorycznych czasach.
On siedzący po "lewej" stronie na gałęzi, krzyczał o brudach polityki.
Podczas dyskusji szarpaliśmy się za ogony,
wyrywaliśmy sobie sierść, aż atut wypadł mu z ręki.
Skwitowałam to wszystko kurwą i odeszłam.
Po raz kolejny udowodniliśmy, że człowiek pochodzi od małpy.