Dobij byka, gdy łeb jego ciężki
Opadnie już i o piach uderzy.
Dobij go pikinierze zwycięski,
On pragnie umrzeć i w ciebie właśnie wierzy.
Na ciebie liczy, boś zawsze był chyży,
Sprytny, silny i odważny.
Tyś to patrzył nań z rozumu wyżyn,
Gdy śród braw szedłeś prosty i raźny.
Pewny był i zamierzony
Każdy zwód, każdy błysk twej szpady,
Gdy on miał być dziki i szalony
Wobec tłumu potwornej zdrady.
Piękny i silny niegdyś, teraz zraniony
Dyszy, krztusi się, niepewnym lezie krokiem;
Donośny ryk przechodzi w pomruk stłumiony,
A byk mierzy świat krwawo-mętnym wzrokiem.
Niedołężnieje, nie będzie już wspaniały...
Dobij go więc, zrób to w dobrej wierze -
Żeby nie chciał zobaczyć tłum cały
Tego, czego i tak nie dostrzeże.
Zabij go czym prędzej, niech natychmiast skona,
Niech posoka jego chluśnie na tych w pierwszym rzędzie,
Niech silnym pozostanie nawet w śmierci szponach.
Pozwól mu być bohaterem, bo ty nim nie będziesz.
Dobij go wreszcie, nie bądź zbyt dumny!
Dlaczego wciąż pieścisz chorą pychę swoją?!
Zabij go Manolo!!! Póki krzyk tłumny
O jego śmierć woła, nie o twoją...