Nie zawsze siebie lubię,
czasami wręcz
nienawidzę,
ale muszę z tym żyć.
Spieprzyłem zbyt wiele, by patrzeć w lustro,
kochałem niewłaściwie.
Sam nie wiem, jak często
życie uciekało,
zostawiając mnie na pustkowiu
odcinało od ram. Zwykłe płótno, zwinięte
dzieło Boga.
Gołe przesłanie.
Miała wielkie oczy,
uda
delikatne, jak jedwab,
maleńka kropla dobroci
w moim
schrzanionym życiu.
Ruda.
Przy fortepianie,
rozkraczona nad światem,
lepiąca pierogi, czytająca bajki.
Nie wiem, czy jeszcze doczekam
toastu w Małopolance,
uścisku dłoni,
szeptu:
kocham.
Dzisiaj świeciło słońce,
pani w sklepie miała tak cudny uśmiech.
Uwierzyłem,
że szczęście nie opuszcza pechowców,
a serca wciąż biją
tak samo.
/Dzisiaj świeciło słońce,
pani w sklepie miała tak cudny uśmiech.
Uwierzyłam,
że szczęście nie opuszcza pechowców,
a serca wciąż biją
tak samo./