Ja i demony
Kiedyś bałem się rzeczy wielu, czarnego lasu –
I uroczysk leśnych tak cichych i w brzozach,
Traw zielonych w pas wysokich, miłego czasu,
Zielonych jodeł i świerków w śnieżnych pokrowach.
Płatek śniegu pokrywał głębokie uroczyska studnie,
I w pieśniach płonęły lilie tak biało czyste i smukłe,
Zielony świerk wybierał jodłę za żonę przecudnie,
I demonom ze szczęścia jaśniały czerwone oczy.
Byłem w prawdziwym świecie,
powiem, że nie w bajce,
że wszystko śniłem zawsze – i bałem się tego,
sam już nie wiem,
powiedz demonom:
oczu strachy mnie już nie bawią, wystarczy,
że świerk i jodła zawsze były zielonego nieba osnową.
Ciche licho słuchało się moich słów każdego ranka,
Słyszałem oddech – i widzę do dziś oczu czerwieni światło,
Cicho zawieś ciche licho na igłach zielonego baranka,
Niech zanuci twoje pieśni i niech oczy zielenią płoną.
24 listopada, 2016
Andrzej Feret