Są ludzie, których kochamy, i ci
bezimienni,
szary tłum, którym jest Polska. Nie ma bohaterów,
prawdziwych kochanków – jest proza,
zwyczajność podniesiona do magii.
Życie.
Miałem tak wiele, choć umierałem dwa razy.
Budziłem ciekawość pijany na maksa.
Przebalowałem swój czas. W Afryce walczyłem z malarią,
przeklinałem, i już nie wierzę, że istnieje Bóg.
30 październik i piątek. Czas niepokoju.
Zbliżenie galaktyk przed wielkim wybuchem.
Burzowy klimat. Czuję przenikanie zła,
słowa o miłości nie przystają do nocy.
Ludzie walczą. Kto odpowie na
odwieczny dylemat:
umierać, czy żyć, płodzić, czy skrobać?
A jak już przeżyjesz – to czy warto
kochać?
Zapytaj mnie za tysiąc lat, gdy obłaskawimy diabła,
czy odzyskałeś siebie? Spokój.
Nic ciekawego nie wynika z tego wiersza. Wybacz, trochę nudno.