a może sny masz zielone?

Andrzej Feret

a może sny masz zielone?

- dla M.

 

I. nawet nie wiem jaka jesteś wyjątkowa?

 

jakże mam pisać? dokąd się udać

i komu mówić to co się stało

że ty już nigdy?

ty już nie będziesz?

i mnie skończyło się już lato … ?

a babie lato nawet nie przyszło, aby pocieszyć

a nawet zerknąć

w pana jesienią

hen, we mnie nie ma tego co było

trawy wyrosły – zostały same

znów ciebie nie ma w traw

kołysaniu

a kiedyś byłaś

- i kiedy było to co marzenie

nie kilka procent nie kilka kropli

ale … ale ocean i gradobicie

z rana zielenią po środek nocy zawsze

zielonej pachnącej groszkiem

na twej sukience – wciąż letniej sukni –  

i białej w groszki … i wciąż obcisłej …

 

II. żaden skowronek ze mnie – gdzie radość

 

bociany nawet już nie klekocą

zgasło światełko w sierpniu na łące

zgasiły światło

na naszej łące zawsze zielenią

oczy patrzące – co były dla mnie

oczy zielone

zielona radość dusza zielona, wiem

że zielona dusza nieczysta

tak była słodka i taka szczodra

teraz jesienny pan we mnie został

snuje się smutnie pan wśród jesieni

i czeka, kiedy naręcze liści

złotych niesuchych liści nie mokrych

liści w czerwieni

nazbierasz znowu

- bo twierdzę – wrócisz… i czekam w rozpacz

wspominam zieleń – zdjęcia przeglądam

i ciągle nie wiem, kiedy być może

ponownie wrócisz

ale sam nie wiem, jakie historie

zgotuje los nam wciąż niepokorny

i jakie słowa zamienisz w wiersze

kiedy ja jestem ciągle gotowy

w zielone morza fal gry w zielone

zasypiań w mleczach żółto – zielonych

i kołysania

miodów wciąż złotych, zabranych w lipcu, lipcem

w koszyki szczęścia, wśród twoich dłoni

i dla pisania dłońmi poezji,

strasznej gonitwy w oczy zielone

pachnące groszkiem różą

słoneczną i różanecznik

przy twoim domu – sam go sadziłem

dla twoich oczu – były zielone

spojrzenia trwałe – zatrać się znowu

zatańcz niech pieści

różanecznika kolor wspaniały

i zapach

wdychaj, w kolory, w zielone oczy

i piersiom swoim nic nie zabraniaj

 

PS. – ale dziś

 

nawet żaby rechocą, smutnie,

łąka wciąż pusta – i żadne zdjęcia nic nie naprawią

snuję się w myślach, ja pan samotny

mimo że boćki gdzieś odleciały

nie mam nadziei, że może wiosną?

a może wcześniej? pod koniec roku?

a może zdołasz jutro coś rzeknąć,

napisz wciąż czekam …

co słychać może na naszej łące?

nie będą zbierać na naszej łące

hen, aż do… do grudnia i cały rok

a potem zawsz jak rok za rokiem

 

na naszej łące zawsze zielonej

nikt nie ośmieli nam trawy mnąć.

 

1 listopada, 2020

Andrzej Feret

 

 

Andrzej Feret
Andrzej Feret
Wiersz · 1 listopada 2020