jesień królewska

Yaro

opadły żółte liście na stoliku stare koperty 

chorzy na schizofrenię spacerują lasem  

bez emocji patrzą na świat urojonych myśli 

babie lato cichy wiatr porusza suche liście 

W głuszy leśna filharmonia ptaków 

 

na pytania brakuje odpowiedzi  

 

smutno jesienią na języku tabletką  

potrzeba zajrzeć do apteczki  

białe kitle pielęgniarek pośród  

trosk i spraw wyczekiwaniu na remisję  

 

historie są prawdziwe ludzi chorych 

winnym czuję się zawalił się świat  

przeminie dzień przeminie noc  

od rano jedno i to samo nauczę się żyć od nowa  

przecież potrafię spytaj mamy 

 

pamięcią sięgam do lat niewinnej dziecinady  

 jako dziecko kochałem wszystko dookoła  

mamo tato mieszkam w wielkim mieście  

 dokąd nogi mnie wiodą drogi labiryntem  

 

nie jestem samodzielny by zwyciężyć  

jesień przygnębia ból głowy nadchodzi o zmroku 

szaro wszędzie zapach deszczu dźwięki co bolą  

szyby w nich kraty oddzielają jestem chory  

 

jestem niewolnikiem własnych myśli 

 zmęczony życiem w niewoli  

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 16 listopada 2020
anonim