Wszystko, co we mnie zamknięte, więźniowie mojego wzroku, grządki twoich włosów, które trzeba zraszać wodą i motyką, tańcem i śpiewem, wieczory prawdziwsze od poranków, to wszystko ciśnie mi się na usta z siłą wodospadu, bo boję się zmian jak język ciągnięcia, jak oczy wydłubania. A one przychodzą, to pewne jak fakt, że ciała się przyciągają, że magnesy nie pozostają obojętne wobec metalowych serc. Jak zły szeląg krążą nade mną, wytrzepuję z ust słowa, lecą jak farfocle, na dnie zostają fusy i świeżo skoszona trawa. Kto wie, co będzie dalej ? Na czyich kolanach usiądzie różowy, nadmuchany słoń ?
Ale różowy słoń... nadmuchany może pęknąć :-)