mam na grzbiecie flanelową koszulę
kieszenie pełne słów i gębę jak zmięty papier
chyba już mi nie zależy na zrozumieniu
żadne fajerwerki nie przebiją się przez kataraktę
starzy robotnicy i niewydarzeni poeci ślepną
tak cicho jakby nigdy nie istnieli
przestrzenie dla nich zbyt rozległe
nikt nie pisze listów pocztówki są zbędne
wszystkie obrazy i słowa zaśmiecają ekrany
brakuje miejsca na niebieskie tatuaże
został jeszcze uśmiech tak zwykły
że nikomu niepotrzebny
dam radę odbiję się w kałuży
stare buty nie przepuszczają wody
serce pompuje niedoskonałą czerwień
krok za krokiem ku mlecznej bieli
widzę błękit