szum klimatyzacji
nie uspokaja. w posmaku unoszącego się
w pomieszczeniu ozonu kryją się kłopoty.
w splotach chirugicznych nici,pod znienacka pęczniejącymi stemplami strupków,
na tle gorączkowo wyświetlanych obrazów
mało liryczne elementy ludyczne:
płonące pola maków i wysadzane w furii fabryki.
żeby jeszcze ktoś mądry poskładał to
w całość
zanim wywołamy do tablicy
nasze demony. podobno pokazać im palec,
to jak stracić rękę. przymknąć oczy
znaczy, że nigdy nie będziesz w stanie
ich otworzyć. dnieje.
siostro,
trzeba mi zmienić opatrunek.
ten niemal wyżera mi bok.
że co? opatrzyć należy głowę?
jak nisko trzeba upaść, by na trzeźwo
niemal odejść. naprawdę,
to boli mnie bok.