Idą święta (wiersz)
hopeless
Nie ma już bezdechu, modlitwy, szeptu
bajecznie kolorowych baśni, wymyślonych światów,
czerwonej róży ani orła na śniegu.
Nie ma tamtej dziewczyny,
nie ma chłopca.
Kartka po kartce wyrywam chwasty,
wszystko już było?
Zbliżała nas odległość, ogromna
tęsknota za jeszcze,
namiętne pozy, dźwięki migawki,
zadrapania.
Muzyka i taniec, ocieranie bioder,
wybudzona wilgoć zlepiała palce,
światło przybijało cię poniżej podłogi,
drapałaś,
a przecież strzelali na wiwat.
Pamiętasz obraz – konferansjer spada ze sceny,
a jego otwarte oczy są puste.
Rwę scenariusze,
odpalam ostatnią racę. Wychodzę.
Poruszone krzesło podpiera ścianę,
nieobecni stapiają się z tłumem, ktoś krzyczy,
apetyt gaśnie.
A przecież...
przysłano:
11 grudnia 2020
(historia)
przysłał
hopeless –
11 grudnia 2020, 00:11
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
Jeśli ktoś nas czyta to się powiesi. Może ja pierwsza :-))
A potrafisz pisać bajecznie, potarfisz...
A kto mnie czyta nie jest aż tak ważne – czasami muszę się napić, innym razem coś napisać... coraz trudniej rozgarniać rzeczywistość bez znieczulenia.