odessane z marzeń
na wysokich obcasach
niczym kolorowe motyle
wlatują w ramiona nocy
las lepkich rąk
dym papierosów
zduszonych oddechów
bezsmakowych ust
oczy pełne topniejącego śniegu
półsłówkami sylabami obrazkowo
kupują marzenia nie mając własnych
otulają się wiarą
niekoniecznie jutra
pajęczyna znaczeń bardzo potaniała
wyzbyte wspomnień
bez grymasów
uciekają cienie
niecierpliwie połykają światło