po drugie

Robert noszczyk

nicość za oknem drwi nieustannie

zanim jadro ciemności

i szarość nastającego świtu

zamienią się miejscami

tylko czasem

świętojańskie robaczki parami 

przemkną mimochodem

pozostawiając na spękanej ścianie

lekki poblask życiodajnej łuny

 

w zdrętwiałych spoconych dłoniach 

przesuwam drewniany rzemyczek

chcąc nadać sens egzystencji

nowemu lepszemu życiu

 

zanim poranna mocna zbożówka

na oścież pootwiera 

tępe opuchnięte źrenice

powoli zaczynam rozumieć 

mruczący bezwiednie słowotok

przerywam na chwilę

bym nie brał imienia Twego

nadaremno  

 

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
Robert noszczyk
Robert noszczyk
Wiersz · 19 grudnia 2020
anonim