możesz,
lecz nie musisz wierzyć słowom. nad naszymi głowami co chwila krążą
prywatne monstra pana antoniego. zerwały się z uwięzi nocne wizje.
przerażające nawet pod kontrolą, gdy wzrok spotyka rybie spojrzenie
mętne od goryczy niespokojnie krążącej w krwiobiegu.
kłaniam się szanownemu panu.
co mogę podać? czym mogę służyć?
poza odrobiną prawdziwego słońca z andaluzji nie potrzebuję niczego.
bolą mnie skronie od codziennych popłuczyn po pomyślnej pogodzie.
cierpię na bóle zębów od wiary w moc drzazgi z tego krzyża,
rzemyka do torby tego świętego pielgrzyma,
pętelki od guzika ojca i dyrektora.
w takim razie, to mogę jedynie życzyć zdrowia i udanego dnia.
rozglądając się odruchowo magister od farmacji sięgnie po specyfik
na uspokojenie znienacka skołowanych myśli.
możesz,
ale nie musisz znacząco stukać się w czoło.
na początku było słowo. i na koniec będzie słowo,
kropka i dużo, o wiele za dużo przelanej krwi.
I naprawcie ten edytor tekstu. Żenada po prostu.