jeźdźca w apokalipsie, jedzie w wół źródlany
jako gołębica; wulkany
w otchłań z opuszczonych truj w pap bez uśmiechu, - rębak prządł
on wcześniej oddech zaszukał, tak; stuk puka
jego węch był w sierśćiuchach zaśmierdzianych jak świętojański Janek
dla odmiany
sześć nie wnieść, kamieniołom gnieść, a jedne odnieść zniosę
uczcij się za w swej władzę, a im kadzę kalendarzem - trawy w kombajny skoszę;
z opicia, po to, by być; w szpital wleźć, - to kaplica pod domem - tnij Soplico!
a pieczęć zaklei sam Bóg!
Chrystus w studzienki zmazy, z kukurydzyś naskubać mógł, trzy zakazy!!!
swej pisz co o postrach dodawałem, a dwóch parzy o rynnę smażę!
Twórz reanimacyjny, orientacyjnym w podarzę, a niech mnie koniec w marzy
o cel realny oczywisty w fakty zdarzeń okaże.
Wpierw instrumentalny, następny uśmiertnie cmentarny; naważy szósty; Bój!!! Bo trzęsły!!! Rój!!! i Gnój!!!
Dawid „Dejf” Motyka