przytulam się, własnym dziedziem
nigdy brzyduli się nie brzydź, wleź coś w uśmiech mi ciebie
spojrzyj w me spichlerzy, i spójrz; nie stygnie w żołnierzyki
wonni nie wcale, zło to poliwaj, wierutnie nudnie
dotknij się, nim swędni otulnie, przechlij, jebutny okrutnie
bo właśni rodzi się mrozi z matury walorem z puli Pitbulli
i dłużej Kochnij mnie, w chmurze ponurym za Stambuły
dotknij, i poczuj wodospady w Larze, nim w me wszystkie wzniesienia naznaczy w Klary; - rechot w gitary!
i kropli dotykaj, nie cofaj się wcale, idź; okrutnie;
coś w Bogu jest miłe, brzmij zawsze uważnie ważniej w studnie, tylko siebie samo zechciałem x schowałem
i wiedź, że widź, to ja i tu teraz jedynie miałem zwinięty w dywan mak
więc pic, zostaw w bezludnie w hamburger
Twój Boskiej posturze jak hyc! paskudnie! Chamburg- że;
Dawid „Dejf” Motyka