poezją nocy
wytatuowałem imiona bezimiennych dziwek
pamięć kałuży
sperma
smak pośladków
krzyk wyrzuconych za drzwi
wszystkie pozostawione mi kartki
zapisałem
zwierzęcym wyciem
krwią wyssaną z ciszy
i ten codzienny rytuał:
ruda małpa na brzytwie – tańczy
puste blejtramy pokryto zdrapaną ze wspomnień farbą
odcieniem delikatności
wzburzeniem
nawleczoną na nić tęsknotą
a gdzie w tym wszystkim my?
na ustach te same motyle
owłosione łono pachnące afrykańskim syfem
wlepiona w szybę twarz
zobacz
zadanie domowe czeka na świt
co jeszcze można zrobić
by spokojnie zasnąć nie wystarczy się napić
sen nie lubi światła
opuszczona kurtyna jest namiastką
prywatność
kulisy teatru lalek
przeznaczenie
koszmarna wizja bycia nikim
namalujesz to wszystko gdy poproszę?
codzienną melancholię oszukiwanie gwiazd
zmywanie makijażu
i dokładnie to
na co nas stać – satysfakcję cieni?