Kolejny film już nie powstanie

hopeless

Do stołu za­pro­szo­no god­nych i nie­god­nych. Przy­by­li
tłum­nie, jak ko­lej­ne na­wro­ty pa­mię­ci. Moja twarz
w ka­lej­do­sko­pie, po­dzie­lo­na na czte­ry, każda w innym
od­cie­niu brązu.

Sta­ram się złą­czyć od­bi­cie w jedno, na po­wie­kach palce
wci­ska­ją­ce w zie­mię. Rozpoczyna się czy­ta­nie. Za­cie­ra
gra­ni­ca mię­dzy wi­dzial­nym, a nie­wi­dzial­nym. Sły­szę
słowa, nie mogąc nic zo­ba­czyć.

Do­ty­kiem roz­po­zna­ję sie­dzą­cych. Za­pach ogar­nia
prze­strzeń. Nie do­stą­pię za­szczy­tu zro­zu­mie­nia, na­pi­sa­ny
sce­na­riusz wy­lą­du­je w koszu.

Wy­sia­dam na pustkowiu.
Słoń­ce i kwia­ty. Za­czy­nam wę­drów­kę.

Spa­da­ją ban­da­że, otwie­rają oczy. Budzą się zmy­sły.
Na szyi za­wie­szo­ny strach. Czuję gęst­nie­ją­cy elek­tro­lit,
na­gro­ma­dzo­ny ła­du­nek.

Gdy zga­śnie słoń­ce, wy­ru­szę na po­szu­ki­wa­nie
za­pi­sa­nych na ce­lu­lo­ido­wej ta­śmie cieni.
Próbuję uwie­rzyć, że nic się nie koń­czy.
Wino sma­ku­je jak krew.

 

hopeless
hopeless
Wiersz · 24 stycznia 2021
anonim