W domu dzieciństwa był jeden klucz
do drzwi, zamykanych na noc.
Grzebię w prawdach tamtych czasów.
Prawda nie jest oczywista.
Zawsze wszystko było i jest na pół,
jak pół Polski...
Mogłaby być cała,
gdyby druga połowa zamilkła,
bo to druga połowa jest sprawcą zamieszania.
Gdyby wziąć ich pod klucz
aż wyblakną, jak znajomi z dzieciństwa.
Wyblakli i stali się nudni,
a śmieciowe emerytury nie dodają im kolorów.
W moich wierszach nie potrzeba klucza.
Obrzydły mi trzy zamki w drzwiach,
nadmiar kodów do wszystkiego.
Możesz chodzić po śladach,
klucz gubi kosmos w interpretacji.
Klasycy zostawili uchylone jakieś okno,
albo spakowane drugie dno,
umykając oczywistości.
Czytam współczesnych i bez klucza
zastygam jak posąg - gapa.
Jakie życie było proste kiedy
jedyny klucz był pod wycieraczką.
Na razie wstrzymam się od oceny.