Skradziona czułość

hopeless

Cień dłu­gie­go ko­ry­ta­rza, brud­ny ściek, od­pły­wa­my.
Włą­czo­ny sto­per od­mie­rza dawkę na­dziei. Strzępy 
ro­ze­rwa­nej sukni, uwią­za­na poń­czo­cha pod­trzy­mu­je
nad­gar­stek. Nie masz wol­nej ręki. Ob­rącz­ka nic tu nie 
zna­czy.

 

Re­wo­lu­cję za­czy­na­my peł­za­niem. W mo­krej po­ście­li
zagu­bio­ny sens, piesz­czo­ta, jak piła tar­czo­wa, wy­zwa­la
z nie­po­trzeb­ne­go wsty­du. Twoje ma­rze­nie, za­wi­snąć na
czub­ku świa­ta, re­ali­zu­jesz w nad­mia­rze.

 

Zamknij oczy i powiedz, co czujesz. 

 

hopeless
hopeless
Wiersz · 27 stycznia 2021
anonim